Ostatniego dnia przerwy świątecznej część z nas wybrała się jeszcze do lasu Tewantin Forest, żeby pojeździć na rowerach. Piotrek wyruszył pierwszy na swoim jednośladzie, my dołączyliśmy po chwili samochodami ze wszystkimi bagażami.
W lesie wskoczyliśmy szybko na drogę pożarową, którą wdrapaliśmy się na górę.
Powrót prowadził singlami z rożnymi przeszkodami. W trakcie jazdy zaczął jeszcze padać deszcz, skręciliśmy w złą stronę i wyjechaliśmy na drugim końcu lasu.
Pokonując drogę do samochodu, natrafiliśmy na przeszkodę w postaci zalanej przez deszcz ścieżki. Z gałęzi zrobiliśmy mostek i udało nam się przejść z rowerami na drugą stronę. Do samochodu dojechaliśmy cali mokrzy i brudni...
... jednak po chwili byliśmy już na plaży, gdzie w oceanie opłukaliśmy sie z błota.
Na koniec jeszcze kolacja pożegnalna i powrót do Brisbane, a następnego dnia pobudka o 5 do pracy.
wtorek, 26 kwietnia 2011
poniedziałek, 25 kwietnia 2011
Noosa Heads - National Park
Dzień zaczęliśmy, od śniadanie przy basenie (żeby łatwiej było dotrzymać tradycji lanego poniedziałku :)
Później pojechaliśmy znowu na Sunshine Beach, tym razem od razu wyruszyliśmy na ścieżkę przez Noosa Heads National Park.
Do Main Beach w Noosa Heads dotarliśmy jak już się ściemniało, zjedliśmy coś, poszliśmy na chwilę na plażę i wróciliśmy do domu. A tam spędziliśmy ostatni wieczór wakacji w bardzo dobrych humorach.
Później pojechaliśmy znowu na Sunshine Beach, tym razem od razu wyruszyliśmy na ścieżkę przez Noosa Heads National Park.
Do Main Beach w Noosa Heads dotarliśmy jak już się ściemniało, zjedliśmy coś, poszliśmy na chwilę na plażę i wróciliśmy do domu. A tam spędziliśmy ostatni wieczór wakacji w bardzo dobrych humorach.
niedziela, 24 kwietnia 2011
Noosa Heads - Sunshine Beach
W niedzielę rano zanim wszyscy wstali, nasz kucharz zaczął szykować śniadanie wielkanocne. Ok 10 wszyscy usiedliśmy do stołu i po chwili zaczęliśmy świętowanie.
Po chwili dojechali jeszcze nasi znajomi Czesi i wszyscy razem udaliśmy się w kierunku Sunshine Beach. A tam czas spędziliśmy aktywnie, najpierw gra w piłkę nożną, później zabawa z latawcem sportowym, a w międzyczasie kto chciał mógł wskoczyć do oceanu.
Drogę powrotną do domu mięliśmy pokonać na piechotę przez park narodowy, ale zaczęło się robić ciemno i zdecydowaliśmy się na powrót autobusem.
Po chwili odpoczynku i uzupełnieniu zapasów poszliśmy nad rzekę na rybkę.
Po chwili dojechali jeszcze nasi znajomi Czesi i wszyscy razem udaliśmy się w kierunku Sunshine Beach. A tam czas spędziliśmy aktywnie, najpierw gra w piłkę nożną, później zabawa z latawcem sportowym, a w międzyczasie kto chciał mógł wskoczyć do oceanu.
Drogę powrotną do domu mięliśmy pokonać na piechotę przez park narodowy, ale zaczęło się robić ciemno i zdecydowaliśmy się na powrót autobusem.
Po chwili odpoczynku i uzupełnieniu zapasów poszliśmy nad rzekę na rybkę.
sobota, 23 kwietnia 2011
Noosa Heads - Sunshine Coast Hinterland
Na sobotę zaplanowaliśmy męski wypad do lasu. Wstaliśmy nie za wcześniej (wakacje) i ok 10 wyjechaliśmy w kierunku Sunshine Coast Hinterland.
Piotrek ustalił trasę na ok 60-70km, na początku wszyscy byli zachwyceni. Po kilku kilometrach asfaltem wjechaliśmy do lasu i zaczęła się fajna jazda.
Zrobiliśmy sobie krótki postój nad zalewem, przy okazji uzupełniliśmy wodę w bidonach i pojechaliśmy dalej. Niestety okazało się, że z powodu ostatnich deszczów trasa jest nieprzejezdna, można by przejść te 10km, ale w australijskich lasach lepiej nie ryzykować spotkania węża czy innego dzikiego zwierza.
Pojechaliśmy kilka kilometrów asfaltem i nastąpiło rozstanie, na 25km Adam i Sam wrócili do domu, a ja z Pedrosem pojechaliśmy dalej w międzyczasie korygując naszą dalszą trasę. W pewnej chwili mięliśmy ambitny plan dobicia do setki, ale 80km też jest dobre. Z miejscowości Pomona pojechaliśmy na północ, gdzie znajome widoki przypomniały nam trasę sprzed dwóch lat.
Z asfaltu skręciliśmy na żwirówkę, która po chwili przemieniła się w trasę przez las pod górę, do tego co chwilę musieliśmy otwierać furtki, gdyż ścieżka prowadziła przez prywatne posesje.
Na szczycie góry po kilku kilometrach prowadzenia rowerów z przerwami na jazdę, zobaczyliśmy widok na całą okolicę oraz ocean spokojny.
Stąd zjechaliśmy na dół i przed nami było kilkanaście kilometrów jazdy powrotnej. Na miejscu w Noosaville spotkaliśmy resztę wycieczki. Trafiliśmy akurat na zachód słońca więc nie mogliśmy się powstrzymać się od zrobienia sobie zdjęć z zachodem słońca, palmami i rowerami.
W domu po krótkim odpoczynku wybraliśmy się na spacer na Main Beach. Na plaży spędziliśmy czas w dobrych humorach, ale zmęczenie wymusiło decyzję o powrocie taksówką :)
Piotrek ustalił trasę na ok 60-70km, na początku wszyscy byli zachwyceni. Po kilku kilometrach asfaltem wjechaliśmy do lasu i zaczęła się fajna jazda.
Zrobiliśmy sobie krótki postój nad zalewem, przy okazji uzupełniliśmy wodę w bidonach i pojechaliśmy dalej. Niestety okazało się, że z powodu ostatnich deszczów trasa jest nieprzejezdna, można by przejść te 10km, ale w australijskich lasach lepiej nie ryzykować spotkania węża czy innego dzikiego zwierza.
Pojechaliśmy kilka kilometrów asfaltem i nastąpiło rozstanie, na 25km Adam i Sam wrócili do domu, a ja z Pedrosem pojechaliśmy dalej w międzyczasie korygując naszą dalszą trasę. W pewnej chwili mięliśmy ambitny plan dobicia do setki, ale 80km też jest dobre. Z miejscowości Pomona pojechaliśmy na północ, gdzie znajome widoki przypomniały nam trasę sprzed dwóch lat.
Z asfaltu skręciliśmy na żwirówkę, która po chwili przemieniła się w trasę przez las pod górę, do tego co chwilę musieliśmy otwierać furtki, gdyż ścieżka prowadziła przez prywatne posesje.
Na szczycie góry po kilku kilometrach prowadzenia rowerów z przerwami na jazdę, zobaczyliśmy widok na całą okolicę oraz ocean spokojny.
Stąd zjechaliśmy na dół i przed nami było kilkanaście kilometrów jazdy powrotnej. Na miejscu w Noosaville spotkaliśmy resztę wycieczki. Trafiliśmy akurat na zachód słońca więc nie mogliśmy się powstrzymać się od zrobienia sobie zdjęć z zachodem słońca, palmami i rowerami.
W domu po krótkim odpoczynku wybraliśmy się na spacer na Main Beach. Na plaży spędziliśmy czas w dobrych humorach, ale zmęczenie wymusiło decyzję o powrocie taksówką :)
piątek, 22 kwietnia 2011
Noosa Heads - Peregian Beach
Z okazji 5-dniowej przerwy wielkanocnej już od dłuższego czasu planowaliśmy z Pedrosem wyskoczyć gdzieś z rowerami poza miasto. Z czasem znalazło się więcej chętnych i w końcu w piątek spakowaliśmy się i pojechaliśmy w 6 osób do Noosa Heads.
Wynajęliśmy sobie apartament w Noosaville nad rzeką i mięliśmy ok 2km spaceru do głównej ulicy miasteczka.
Zanim się zdążyliśmy rozpakować zdążyliśmy z Piotrkiem wszystkich wyciągnąć na rowery. Na początek pierwszego dnia zabraliśmy ze sobą dziewczyny i pojechaliśmy wzdłuż oceanu do Peregian Beach, gdzie zatrzymaliśmy się na barbecue.
Z Piotrkiem niedawno kupiliśmy sobie koszulki rowerowe Polski i miały one swój debiut tego dnia.
W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się w Fish&Chips, kolejka była tak długa, że musieliśmy z Adamem czekać prawie godzinę.
Tego wieczora długo nie siedzieliśmy, bo następnego dnia planowaliśmy długą trasę rowerową po lesie.
Wynajęliśmy sobie apartament w Noosaville nad rzeką i mięliśmy ok 2km spaceru do głównej ulicy miasteczka.
Zanim się zdążyliśmy rozpakować zdążyliśmy z Piotrkiem wszystkich wyciągnąć na rowery. Na początek pierwszego dnia zabraliśmy ze sobą dziewczyny i pojechaliśmy wzdłuż oceanu do Peregian Beach, gdzie zatrzymaliśmy się na barbecue.
Z Piotrkiem niedawno kupiliśmy sobie koszulki rowerowe Polski i miały one swój debiut tego dnia.
W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się w Fish&Chips, kolejka była tak długa, że musieliśmy z Adamem czekać prawie godzinę.
Tego wieczora długo nie siedzieliśmy, bo następnego dnia planowaliśmy długą trasę rowerową po lesie.
niedziela, 17 kwietnia 2011
Mt Joyce Escape-2011 MTBA Marathon Championships
Kolejny rowerowy weekend, akurat w tę niedzielę odbywały się Mistrzostwa Australii, Pedro postanowił mi pokazać jak wygląda maraton MTB. Dzień wcześniej pojechaliśmy odebrać zestaw startowy, ja kupiłem sobie również koszulkę rowerową przygotowaną na te zawody.
Góra Mt Joyce znajduje się ok 80km na południe od Brisbane, a zawody odbywały się w świeżo otwartym parku rowerowym, nad zalewem w górach.
Rajd okazał się trudny, (Pedro to przyznał), w sumie trasę 35km (miało być 40) przejechałem w 4 godziny (odpoczynek wliczony) i zająłem miejsce 60 z 65 :) Chyba jednak wolę spokojną jazdę bez ścigania się, ale to nie oznacza, że nie spróbuję jeszcze swoich sił w zawodach rowerowych.
W pewnym momencie jak zrobiłem fikołka w krzaki, to ktoś z tyłu mi pogratulowałem ładnego lotu. Po chwili ktoś mi powiedział, że widział węża w okolicy mojego upadku, dobrze, że na niego nie wpadłem :/
Poniżej filmik nakręcony na jednej z tras w tym parku.
Góra Mt Joyce znajduje się ok 80km na południe od Brisbane, a zawody odbywały się w świeżo otwartym parku rowerowym, nad zalewem w górach.
Rajd okazał się trudny, (Pedro to przyznał), w sumie trasę 35km (miało być 40) przejechałem w 4 godziny (odpoczynek wliczony) i zająłem miejsce 60 z 65 :) Chyba jednak wolę spokojną jazdę bez ścigania się, ale to nie oznacza, że nie spróbuję jeszcze swoich sił w zawodach rowerowych.
W pewnym momencie jak zrobiłem fikołka w krzaki, to ktoś z tyłu mi pogratulowałem ładnego lotu. Po chwili ktoś mi powiedział, że widział węża w okolicy mojego upadku, dobrze, że na niego nie wpadłem :/
Poniżej filmik nakręcony na jednej z tras w tym parku.
niedziela, 10 kwietnia 2011
Niedziela na Straddie
Dzisiaj wybrałem się z Pedrosem i Martą na trzecią największą na świecie wyspę piaskową. Pobudka wczesna o 5 (tzn taka jak codziennie do pracy), samochód zostawiliśmy na parkingu w Cleveland, a o 7 płynęliśmy już promem na North Stradbroke Island.
Na początek pojechaliśmy nad jezioro Brown Lake, gdzie mieliśmy śniadanie. Po chwili odpoczynku ruszyliśmy dalej w drogę.
Kolejne ok 5 km jechaliśmy asfaltem w poprzek wyspy i wtedy odbiliśmy nad kolejne jezioro, tym razem Blue Lake.
Po kolejnych kilku kilometrach zobaczyliśmy już ocean, najpierw trzeba było przejść przez grząski piasek, ale na plaży był już mocno ubity, stąd też wiele samochodów na nim.
Plażą jechaliśmy ok 10km. Gdy dojechaliśmy do miejscowości Point Lookout, chcieliśmy się wykąpać w oceanie, do czego sprzyjała pogoda. Niestety akurat dzisiaj rekiny miały łatwą wyżerkę, ławica ryb wpłynęła do zatoki, a stado rekinów podpływało co chwilę, żeby zaspokoić swój głód.
Po chwili, sami zgłodnieliśmy i poszliśmy na lunch do smażalni ryb. Po posiłku wybraliśmy się na spacer wokół przepięknego North Gorge.
Kolejny etap na rowerach to powrót do Dunwich, gdzie napiliśmy się piwka na zmęczone mięśnie.
Na początek pojechaliśmy nad jezioro Brown Lake, gdzie mieliśmy śniadanie. Po chwili odpoczynku ruszyliśmy dalej w drogę.
Kolejne ok 5 km jechaliśmy asfaltem w poprzek wyspy i wtedy odbiliśmy nad kolejne jezioro, tym razem Blue Lake.
Po kolejnych kilku kilometrach zobaczyliśmy już ocean, najpierw trzeba było przejść przez grząski piasek, ale na plaży był już mocno ubity, stąd też wiele samochodów na nim.
Plażą jechaliśmy ok 10km. Gdy dojechaliśmy do miejscowości Point Lookout, chcieliśmy się wykąpać w oceanie, do czego sprzyjała pogoda. Niestety akurat dzisiaj rekiny miały łatwą wyżerkę, ławica ryb wpłynęła do zatoki, a stado rekinów podpływało co chwilę, żeby zaspokoić swój głód.
Po chwili, sami zgłodnieliśmy i poszliśmy na lunch do smażalni ryb. Po posiłku wybraliśmy się na spacer wokół przepięknego North Gorge.
Kolejny etap na rowerach to powrót do Dunwich, gdzie napiliśmy się piwka na zmęczone mięśnie.
Subskrybuj:
Posty (Atom)