Bilet kupiłem na sektor Celticu, żeby poczuć choć namiastkę europejskiego klimatu meczów piłki nożnej - szaliki, flagi, śpiew.
Już od rana po całym city kręciły się tłumy kibiców ubranych w koszulki w biało-zielone pasy, było też widać kilku kibiców w pomarańczowych koszulkach (Roar).
Przed stadionem stał zespół kobziarzy i grali pieśni Celticu, najlepiej wszystkim wychodziło "You will never walk alone", a w trakcie meczu Holy Goalie na cześć Artura Boruca.
Cała trybuna południowa była dla kibiców Celticu, a Ci zjechali się z całej Australii, Nowej Zelandii, było trochę z Azji, a na trybunach wisiała flaga fan-clubu z Toronto. Kibice Roar chyba pierwszy raz czuli się jak nie u siebie.
W trakcie meczu po murawie pohasało też dwóch golasów, ale szybko zostali złapani i zawinięci w jakieś prześcieradła :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz