sobota, 24 grudnia 2011

Nowa Zelandia - Falstart

Wczoraj w nocy przyszedł Święty Mikołaj do naszego domu więc ok 2 nad ranem wszyscy otworzyliśmy prezenty :)


Na nogach znowu byliśmy już o 4:30, czyli dla mnie i Piotrka całkiem normalnie - trzeba się wyszykować do pracy. Tym razem o tej wczesnej porze towarzyszyła nam Helenka, która postanowiła, że napije się z nami ostatniej w tym roku wspólnej herbaty, tak więc mieliśmy bardzo wczesne "morning tea" :)

W pracy dzień był spokojny, skończyliśmy pracę o 12, ale na lotnisku mieliśmy być na 3 godziny przed odlotem więc oczekując godziny 2.30 napiliśmy się wszyscy świątecznego Żywca, którego zapasy zawsze znajdują się w firmowej lodówce :)


O 2:30 razem z Piotrkiem szcześliwi, w dobrych humorach udaliśmy się do odprawy bagażowej. Tam zostaliśmy poinformowani, że lot odwołany i mamy wrócić na lotnisko w sobotę. To nie był wielki problem (chociaż komplikował nam wyprawę), zrozumieliśmy sytuację z trzęsieniem ziemi w Christchurch. Zezłościło nas to, że jako mieszkańcy Brisbane, mamy na własny koszt wracać do domu i przyjeżdżać następnego dnia na lotnisko, podczas gdy "obcy" dostali darmowy hotel. Zraziliśy się do jetstar, chociaż pewnie podobna sytuacja byłaby z innymi tanimi liniami.

Teraz będziemy mieli 6.5 dnia, żeby przejechać 800km z Christchurch do Queenstown, jeśli nie chcemy spędzić sylwestra w lesie pod namiotem.

Pozytyw jest taki, że w sobotę rano uzupełniłem ostatnie 2 miesiące na blogu, zostało mi tylko kilka wpisów grudniowych, ale te uzupełnię po powrocie z Nowej Zelandii.

Wszystkim życzę Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku

(zdjęcie z przed 4 lat)

Brak komentarzy: