W piątek pojechaliśmy pociągiem do Gdańska, tam spędziliśmy jedną noc i w niedzielę rano we trójkę (razem z koleżanką z Gdańska) popłynęliśmy promem na Hel. Sobotni poranek był deszczowy, ale skoro już trochę czasu nam zabrało więc nie poddaliśmy się. Przestało padać jak dojechaliśmy do Juraty i weszliśmy na molo.
Dalej pojechaliśmy przez Władysławowo i w Chłapowie wybraliśmy się na plażę. Pierwszą noc spędziliśmy w Zamku w Krokowej, do czego nas po trosze zmusiła wielka ulewa.
W niedzielę rano pojechaliśmy przez Dębki, Białogórę i w Lubiatowie znowu wjechaliśmy na plażę. Była tak ubita, że kilka kilometrów udało nam się przejechać bez problemu. Wykąpałem się w morzu (nie był innej opcji, skoro już tam byłem), ciężko było. Właściwie to oprócz symbolicznej kąpieli to innych plusów nie znalazłem (woda cczysta nie jest, a temp to chyba ok 17'C). Dalej pojechaliśmy pomiędzy morzem a Jeziorem Sarbsko i popołudniu dojechaliśmy do Łeby gdzie znaleźliśmy kwaterę.
Ostatniego dnia pojechaliśmy na ruchome wydmy w Słowińskim Parku Narodowym. Trochę się zmęczyliśmy wdrapując na szczyty z rowerami.
Na koniec odpuściliśmy już sobie jazdę rowerem do Lęborka i w Łebie wsiedliśmy w pociąg do Lęborka, tam do Gdańska i w Gdańsku w ekspres do Warszawy.
Wyjazd bardzo udany. Pierwszy raz inaczej zobaczyłem polskie wybrzeże. Zawsze to był tydzień leżenia na plaży do obiadu, a po nim imprezy do rana.
W sumie przejechaliśmy ok 144 km (tym razem tyle me google podał).
Wyświetl większą mapę
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz