W nocy z soboty na niedzielę ustawiłem sobie budzik na 2 nad ranem. Na dojazd dałem sobie 3 godziny - 1 godzinę zapasu, bo nie znałem drogi no i jechałem w środku nocy. Jak się okazało 40 kilometrów przejechałem w 2 godziny więc byłem godzinę przed czasem. Już byli pierwsi organizatorzy więc pomogłem z rozstawieniem namiotów i po pół godzinie już zaczęli się zjeżdżać pierwsi rowerzyści (wszyscy mięli rowery w samochodach).
Moim zadaniem podczas rajdu miało być wskazywanie kierunku rowerzystom dojeżdżającym do ronda, na którym stałem. Niestety organizatorzy zapomnieli mi powiedzieć, że zawodnicy będą wjeżdżać na nie 3 razy za każdym razem z innej strony - poinformowali mnie tylko o pierwszym wjeździe. Na początku zrobił się chaos, ale później już się wyrobiłem i biegałem dookoła ronda ze 3 godziny.
Do domu wróciłem już samochodem, inny wolontariusz podrzucił mnie na South Bank.
Po godzinnym odpoczynku wsiadłem na rower i pojechałem do pracy.
Był to męczący dzień.
2 komentarze:
Niezły gigant jesteś.
dzięki. przyjemnie było - brak samochodów i pijanych wariatów, których się najbardziej obawiałem w sobotnią noc
Prześlij komentarz