Po drodze do Daintree NP robimy postoje, żeby podziwiać przepiękne widoki.
Przy Daintree River planujemy jutrzejszy rejs rzeką i jedziemy do promu ($22 za samochód).
Po drugiej stronie rzeki zaczyna się przygoda w lesie deszczowym, gdzie znaki co chwila ostrzegają nas przed grasującymi kazuarami. Po drodze dowiadujemy się o darmowym polu namiotowym (a właściwie polance) Oasis, ale dzisiaj nikogo tam nie ma, więc nie udaje nam się tam zatrzymać. Znajdujemy inne miejsce na nocleg, Cape Trib Camping ($22.5), gdzie zacumowały już dwa inne JUCY campery.
Zjadamy pyszną jajecznicę ugotowaną na kuchence w samochodzie i idziemy na spacer po plaży.
Przy każdym wejściu na plażę znajdują się znaki ostrzegawcze o krokodylach i drugi o niebezpiecznych meduzach w wodzie, dodatkowo przy znaku znajduje się butelka z octem, którym należy polać poparzenie.
Dochodzimy do ścieżki przez las, którą docieramy do Jungle Bar, gdzie zostajemy na kilka drinków i kolację. Chcieliśmy wrócić do naszego kempingu tą samą drogą, który przyszliśmy tj. przez plażę, ale niestety chmury zasłoniły księżyc i na plaży nic nie było widać, a mając w pamięci znaki ostrzegawcze, które wcześniej widzieliśmy postanowiliśmy nie ryzykować. Wracamy szosą oświetlając sobie drogę latarką w telefonie. Na kempingu omyłkowo próbujemy otworzyć nie swój samochód (3 jucy stały koło siebie), ale na szczęście nie budzimy tym lokatorów.
1 komentarz:
Maciejko,czemu nic nie piszesz,zaglądam tu i zaglądam,a tu nic,cisza,mam nadzieję,że jeszcze się odezwiesz,bardzo lubię czytać Twój blog a jeszcze bardziej oglądać fotki,pozdrawiam serdecznie i czekam z niecierpliwością na nowe wpisy,ala.
Prześlij komentarz