niedziela, 31 lipca 2011

Leniwy dzień nad oceanem

Postanowiliśmy wybrać się w niedzielę gdzieś poza miasto, najlepiej nad ocean, za cel wycieczki obraliśmy Tweed Heads na granicy stanowej. Dosyć szybko wykrystalizował się skład, tzn Pedro odpuścił leniwy dzień na plaży i pojechał rowerem do Ipswich.

W składzie ja, Adam i Marta wsiedliśmy do ute'a i pojechaliśmy 100km na południe od Brisbane. Tam spotkaliśmy się z naszymi czeskimi znajomymi, z którymi była amerykańsko-nowozelandzka para.


Adam przygotował super jedzenie na piknik, później przenieśliśmy się na plażę, gdzie Honza wyciągnął latawiec sportowy, którym się trochę pobawiliśmy.

Później polską trójką zatrzymaliśmy w Cooloongatta na kolację i trafiliśmy na zachód słońca. Akurat w tym momencie wszystkim padły baterie w aparatach i nie udało zrobić się grupowego zdjęcia z zachodzącym słońcem.


środa, 27 lipca 2011

Stały Pobyt

W środę wziąłem sobie dzień wolny w pracy, właściwie to chyba pierwszy odkąd pracuję dla Hitec.

Powód miałem istotny - załatwić kilka formalności związanych ze stałym pobytem, który został mi przyznany 2 tygodnie temu :)

Rozpatrywanie wniosku zajęło rekordowo mało czasu, wniosek złożyłem zaraz po Wielkanocy, a wizę dostałem po ok 2 miesiącach.

Ze złożeniem wniosku trochę zwlekałem - miałem na to pół roku od ukończenia studiów, po tym czasie nie byłbym już w uprzywilejowanej pozycji związanej z ukończeniem studiów z rachunkowości w Australii.

W międzyczasie musiałem tylko zdać IELTS na 7.0 z każdej części, podchodziłem 3 razy, za każdym razem miałem inne wyniki, raz nawet 9 ze słuchu, 8 z czytania i pisania, a z ustnego tylko 6.5. Wtedy postanowiłem przenieść się z egzaminem na Gold Coast, na którym przyjaźniej patrzą na studentów i od razu zdałem ze średnią 8.0.

Kolejny etap to potwierdzenie kwalifikacji w australijskiej organizacji - ja wybrałem CPA Australia - do tego potrzebowałem dyplom ze szkoły + IELTS powyżej 7.0.

Reszta to już standardowe zaświadczenia o niekaralności  z Polski i Australii, badania lekarskie itp.

Wniosek złożyłem na 2 dni przed upływem terminu i wszystko się udało.

Teraz muszę tylko zapisać się na egzamin na prawo jazdy bo za 2 miesiące moje polskie prawo jazdy traci ważność. Egzamin nie powinien być chyba problem - trochę już pojeździłem przez te prawie 4 lata po Australii.


niedziela, 24 lipca 2011

Mt Joyce - Park MTB

W planie na niedzielę była jazda na rowerach po lesie w nowym parku rowerowym na Mt Joyce.

Mt Joyce Recreation Park znajduje się ok 80 km na południe od Brisbane, koło Beaudesert. Byłem tam z Pedrosem na mistrzostwach Australii MTB w kwietniu. Od tego czasu trochę się zmienił, został wykończony i na początku lipca otwarty.


Jak zawsze wynikły pewne poranne opóźnienia i przed wyjazdem trafiliśmy jeszcze na śniadanie do restauracji koło domu. Pojechaliśmy na 2 samochody z rowerami na pace i Ci, którzy mogli, pojechali do lasu - opis Pedrosa na jego blogu rowerowym.

Niestety z powodu wczorajszej awarii roweru (muszę poczekać tydzień na nowe hamulce) nie pojeździłem sobie dzisiaj. W tym czasie postanowiłem nadrobić zaległości w czytaniu książek i razem z Heleną zostałem nad wodą.


Po ok 2 godzinach ekipa rowerowa wróciła do nas i wtedy zrobiliśmy sobie barbecue. Był z nami Australijczyk więc oddaliśmy tę robotę w jego ręce :)



Oglądając zdjęcia od Pedrosa, będę musiał tam jeszcze wrócić. Podczas kwietniowego maratonu nie miałem okazji nacieszyć się tymi trasami.

sobota, 23 lipca 2011

W sobotę do country

Po dłuższej przerwie od długich wycieczek rowerowych postanowiłem zrobić z Pedrosem kolejną setkę. Naszym celem była przepiękna okolica Main Range National Park.

Pobudka trochę później niż planowaliśmy i zaczęliśmy szykować rowery do jazdy po asfalcie, tj szybka zmiana kół, łańcucha i pedałów. Wrzuciliśmy rowery na pakę i ruszyliśmy w trasę - 70 km na południowy-zachód od Brisbane. Samochód zaparkowaliśmy w Warill View i ok 11.30 zaczęliśmy pedałować.


Jechało się całkiem przyjemnie, aż po ok 7 kilometrach zaczęło coś hałasować w hamulcach, jak się okazało, musiał wpaść jakiś kamyk, który powyginał blaszki trzymające klocki hamulcowe. Pedro szybko wrócił po samochód, a ja miałem chwilę relaksu na zielonej trawce.

Dalszą trasę (ale już krótszą) przejechaliśmy samochodem, żeby się upewnić, że warto tam wrócić ;) Nie mogliśmy jednak długo krążyć po tych pięknych terenach, żeby zdążyć naprawić hamulce w serwisie rowerowym.

Na pewno tam jeszcze wrócimy. Kilka fotek:






piątek, 22 lipca 2011

Żyję...

Ostatnio sporo pracy mam, 5 a czasem 6 dni po 12 godzin dziennie i nie mogłem się zebrać, żeby dodać nowe wpisy.

Teraz postanowiłem ogarnąć ten temat i w najbliższym czasie dodam zaległe wpisy. Będą one miały datę wsteczną więc znajdziemy je gdzieś pomiędzy 1 maja a 22 lipca.

Wpisów nie będzie za dużo, bo nie było czasu na robienie czegoś nadzwyczajnego - prawie tylko praca i sen :/

To tyle tłumaczenia się, teraz biorę się za pisanie starych wpisów.