sobota, 31 grudnia 2011

NZ - Milford Sounds

Pobudka przed 6 chcieliśmy zatankować z rana, niestety musieliśmy czekać do 7, aż pierwsza stacja została otwarta. W planach była wyprawa do Milford Sounds czyli przepięknych fiordów na brzegu Morza Tasmana. Najpierw musieliśmy jednak przejechać 120km przepięknej drogi do Fiordland National Park.








Na miejscu w ostatniej chwili łapiemy się na rejs po zatoce, nawet dotajemy śniadanie w cenie.



Po lewej stronie, skalisty szczyt to Mitre Peak (1,692m), góra wyższa od naszej Śnieżki (1,602m), przy czym ta wyrasta prosto z morza.






Po rejsie szybki powrót do Queenstown, żeby przygotować się do sylwestra :) po drodze robimy jeszcze fotkę kolejce.

piątek, 30 grudnia 2011

NZ - pojezierze

Dzisiaj luźniejszy dzień więc postanowiliśmy, że musimy skorzystać z naszych rowerów i gdzieś pojechać. W Wanaka nie znaleźliśmy odpowiedniej trasy dla naszych maszyn, głównie z powodu cienkich opon więc cofnęliśmy się do Lake Hawea, gdzie zrobiliśmy ok 30km trasą przy jeziorze.










Po jeździe wróciliśmy do Wanaka, gdzie zrobiliśmy zakupy i pojechaliśmy w kierunku południowym. Do Queenstown pojechaliśmy drogą, którą pierwotnie mieliśmy pokonać rowerami, ale później zmieniliśmy na dłuższą-łagodniejszą (ostatecznie żadnej nie przejechaliśmy rowerami). Znajduje się tam najwyżej położona droga asfaltowa w NZ. Ominęliśmy Queenstown i pojechaliśmy do Te Anau, skąd kolejnego dnia będziemy mięli ok 100km do fiordów Milford Sound.




Po drodze zatrzymaliśmy się na szybką kawę w Garston, które wg tabliczki jest najbardziej w głąb lądu położonym miastem w NZ.


W Te Anau obok naszego domku znaleźliśmy trasę MTB więc drugi raz tego dnia wsiedliśmy na rowery. Trasa nie była długa, ale intensywna i po około 4-5 kilometrach znaleźliśmy się spowrotem nad jeziorem. Tam napiliśmy się po piwku dla cyklistów - szkoda tylko, że nie było to normalne piwa, a shandy czyli piwo zmieszane z lemoniadą.



czwartek, 29 grudnia 2011

NZ - na lodowcu

Pobudka i okazuje się, że Pedro zgubił portfel, krok po kroku przypominamy sobie poprzedni wieczór i prawdopodobnie został na ławce nad oceanem - szybki kontakt z bankiem, policją, do tego zostawiamy namiary na nas w informacji turystycznej i po śniadaniu ruszamy w dalszą drogę.




Główna atrakcja dnia to wyprawa na lodowiec, wybraliśmy drugi na trasie - Fox Glacier. W miejscowości o tej samej nazwie zatrzymujemy się nad jeziorem Matheson, gdzie przy ładnej pogodzie w tafli jeziora odbija się najwyższy szczyt Nowej Zelandii - Mt Cook, zdjęcia z tego miejsca są w prawie każdym przewodniku. My akurat trafiamy na pochmurny dzień i pięknego odbicia nie ma.




Do lodowca prowadzi około półgodzinna ścieżka, niestety na sam lodowiec można wejść jedynie z przewodnikiem więc widok z odległości 100 metrów musi nam wystarczyć.





Po drodze mieliśmy kilka postojów na zdjęcia.






Kolejny postój to Haast, gdzie próbujemy whitebait czyli młodych rybek w Nowej Zelandii podawanych w omlecie, prawdę mówiąc nie wiedzieliśmy co zamawiamy, myśleliśmy, że to będzie normalna ryba z frytkami :) [zdjęcie z wikipedii]


Nocleg wypadł nam nad jeziorem Wanaka w miejscowości o tej samej nazwie. Przez to, że tutaj słońce zachodzi o 22, na kolację wybraliśmy się gdy większość lokali się zamykała - w Brisbane ciemno robi się już o 18-tej. Po kolacji wróciliśmy do naszego pokoiku wyglądającego jak cela więzienna i po lampce wina poszliśmy spać.