W sobotę musiałem pojechać do pracy na 6, razem ze mną pojechała Marta. Piotrek jechał rowerem, ale w połowie drogi złapał gumę i musiałem po niego wyjechać.
Po 9 zadzwonił telefon i okazało się, że szef zaprasza nas na przejażdżkę łódką. W marinie zauważyliśmy katamaran o swojsko brzmiącej nazwie "Gdansk", a nad nią powiewającą polską flagę - okazało się, że właściciele są w długiej podróży dookoła świata.
Chwilę po 10 wypłynęliśmy w krótki rejs po rzece. Najpierw w stronę oceanu, a później do City, aż do Story Bridge.
Na łódce przekąski i piwko, od razu wiedzieliśmy, że z dalszej pracy nic już nie będzie, chociaż, że szef chciał, żebyśmy wrócili do biura i pracowali dalej.
1 komentarz:
Ja tylko chciałam powiedzieć, że nie wiem dlaczego, ale blogger mi nie "podciąga" Twojego bloga na górę jak coś nowego napiszesz i myślałam, że nic nie piszesz, a tu takie zaległości :( Albo ja w tym całym moim zamieszaniu już połowy nie widzę, co też jest możliwe. Gratuluję stałego pobytu! Czy Ty gdzieś pisałeś jak to w ogóle się stało, że wylądowałeś w Australii? Jeśli tak, to znajdę, jeśli nie, to jakbyś się mógł pochwalić...:)
No i może dla spragnionych Australii (czytaj - dla piszącej te słowa) jakaś notka trochę podsumowująca, jak przebiegała aklimatyzacja i w ogóle? Jeśli już coś takiego było, to przepraszam, mam mega zaległości na wielu blogach i mi się wszystko chrzani. Łatwiej to było ogarnąć jak byłam na bezrobociu ;)
Prześlij komentarz