Miała nas jechać czwórka więc trasę do Beerburrum mieliśmy pokonać pociągiem, ale o 4 rano dostaliśmy smsa, że jedna osoba o 7 rano na pewno nie wstanie :) Nastąpiła szybka zmiana planów, przestawienie budzików z 6tej na 7.30 i po 8 ja, Pedro i Michał wsiedliśmy do ute'a i pojechaliśmy na Sunshine Coast Hinterland. Nie zdążyliśmy dojechać na miejsce i już dostaliśmy telefon, że się jednak więcej osób zdecydowało.
Trasa była prosta, bez nadmiaru podjazdów. Dodatkowo, wyciągnęliśmy Michała (właśnie wrócił po raz kolejny do Australii) pierwszy raz na rower i nie chcieliśmy, żeby się zniechęcił. W międzyczasie przekazaliśmy Adamowi i Carlowi współrzędne miejsca spotkania i pojechaliśmy na miejsce zbiórki gdzieś w środku lasu.
Gdy chłopaki dojechali, ruszyliśmy dalej w piątkę i zaczął się trudniejszy odcinek trasy.
Jechaliśmy szeroką drogą i nagle Pedro wypatrzył skrót w lesie. Okazało się, że ten odcinek był trochę trudniejszy niż wcześniejsze. Najpierw ja sprawdzałem przednie hamulce, a później Pedro wypięcie się z pedałów SPD.
Po tym jak część buta Pedrosa została razem z pedałem SPD, trzeba było znaleźć alternatywną trasę powrotną asfaltem. Większość trasy asfaltem była z górki więc zmęczony Michał mógł trochę odpocząć.
W miejscowości, a jakże Glass House Mountains, zjedliśmy obiad i pojechaliśmy ostatnie 5 kilometrów do samochodu.
Na powrót zrobiliśmy przetasowanie w samochodach tj my wzięliśmy wszystkie rowery, a do Carlosa i Adama dołączył Michał. Będąc tylko we dwóch pojechaliśmy jeszcze do znajomych do Sandgate.
W domu jeszcze szybka zmiana pedałów z SPD na platformy i można było się trochę zrelaksować przed jutrzejszym maratonem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz